Sir David Attenborough w rozmowie z księciem Cambridge

Nadrzędna kategoria: Wiadomości Naukowe

"Nas, ludzi, jest obecnie tak bardzo wielu – dysponujemy tak ogromną potęgą, docieramy tak daleko, a mechanizmy zniszczenia, którymi dysponujemy, są tak przerażające i zakrojone na tak szeroką skalę – że jesteśmy w stanie unicestwić całe ekosystemy i nawet tego nie zauważyć. Dlatego dzisiaj musimy mieć dużą świadomość zagrożeń związanych z naszymi działaniami"  – mówi David Attenborough, brytyjski biolog, popularyzator wiedzy, pisarz i podróżnik na Światowym Forum Ekonomiczym w Davos.

Tłumaczenie na j. polski:

[wstęp – Klaus Schwab] Mam przywilej rozpocząć pierwszą sesję roboczą naszego dorocznego spotkania w 2019 r. od dialogu na temat przyrody. To dla mnie przyjemność i ogromny zaszczyt powitać Jego Królewską Wysokość Williama, księcia Cambridge, oraz sir Davida Attenborough. Przywitajmy ich brawami.

[Książę William] Dawidzie – przede wszystkim serdeczne gratulacje z okazji odebrania Kryształowej Nagrody Światowego Forum Ekonomicznego. To dla nas wszystkich wielka radość, że zostałeś tegorocznym zwycięzcą. Dla mnie to także osobista przyjemność, że mogę tu siedzieć i zadawać ci pytania. Zwykle to mi przypada niewdzięczna rola bycia odpytywanym, więc miło jest choć raz odwrócić tę sytuację.

Twoja kariera prezentera programów przyrodniczych zaczęła się od ekspedycji Zoo Quest w latach pięćdziesiątych XX wieku. Posługiwaliście się wtedy nowymi środkami technicznymi, żeby ułatwić ludziom zrozumienie świata przyrody. Opowiedz nam wszystkim, czym świat przyrody z tamtych czasów różnił się od dzisiejszego.

[Sir David Attenborough] Oczywiście wtedy filmowaliśmy przyrodę zupełnie innymi środkami, ale i przyroda wydawała się wówczas niezbadanym światem. Sam nie byłem nigdy wcześniej w tropikach. Kiedy po raz pierwszy pojechałem do Afryki Zachodniej, to była kraina cudów. Wystarczyło postawić stopę poza ubity szlak, żeby zobaczyć dżunglę – może nie pierwotną w ścisłym sensie tego słowa, ale na moje oko nowicjusza niezbadaną i ekscytującą. Na każdym kroku widziało się coś nowego. Do tego to były lata pięćdziesiąte, przed upowszechnieniem się środków owadobójczych, kiedy liczba ludzi na świecie wynosiła ledwie jedną trzecią tego, co obecnie. Więc rzeczywiście odnosiło się wrażenie, że tak właśnie musiało wyglądać życie w rajskim ogrodzie.

Twoje seriale obejrzały dosłownie miliardy osób na całym świecie. Czym tłumaczyłbyś ich globalną popularność? Czy nie zaskakuje Cię, że nadal są popularne? Żyjemy przecież w świecie mediów społecznościowych, dzisiaj każda rozrywka żyje tylko moment, ciągle musi się coś dziać, ludzie nie potrafią na niczym dłużej skupić uwagi.

O dziwo wcale mnie to nie zaskakuje. Nie wierzę, że na świecie jest choćby jedno dziecko, które popatrzyłoby na otaczający je świat świeżym okiem i nie doznałoby zadziwienia. Zabrałem raz na angielską łąkę pięcio-, może sześcioletniego chłopca. Odwrócił kamień leżący na ziemi i znalazł pod nim ślimaka bez skorupy. Powiedział: „Zobacz, ślimak! Jaki skarb!” I oczywiście miał rację. Cóż to może być takiego, te dwie rzeczy wystające z przodu na słupkach? Do czego mogą służyć? Jak ten ślimak się porusza? Czym się żywi? To było autentyczne zdumienie, pytaniom nie było końca. Oczywiście przychodzi chwila, kiedy w życiu człowieka pojawiają się nowe rzeczy – kogo we współczesnym świecie nie zadziwiłyby cuda epoki elektronicznej? Ale tym rzeczom należy znaleźć miejsce obok świata przyrody. Kiedy tracimy tej pierwszy zachwyt, razem z nim przepada jedno z największych źródeł życiowego zadziwienia i piękna. Dlatego ochrona przyrody przynosi radość i oświecenie, których niczym nie da się zastąpić. To ogromna życiowa przyjemność, bez niej tracimy ważne źródło radości.

A czy zgodzisz się, że postęp technologiczny odegrał kluczową rolę w możliwości filmowania świata przyrody?

Tak. Zaczęliśmy od tego, jak filmowało się pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt lat temu. Wtedy mało kto w Wielkiej Brytanii czy w ogóle w Europie widział łuskowca czy pancernika. Więc można było kręcić filmy przyrodnicze kiepsko, po amatorsku, a i tak nie miało to większego znaczenia. Wystarczyło nakręcić ujęcie z pancernikiem, ludzie dość bezkrytycznie patrzyli w telewizor – po prostu widzieli pancernika. „O rety, co to za przedziwne stworzenie?” Dlatego wtedy kręcenie filmów przyrodniczych było stosunkowo łatwe. Samo pokazanie takiego czy innego zwierzęcia wystarczało, żeby zadziwić widzów. Dzisiaj odbiorcy są bardziej wyrafinowani, ale też środki techniczne, którymi dysponujemy, są dziś niewiarygodne. Możemy dotrzeć wszędzie. Możemy zejść na dno morza, polecieć w kosmos, korzystać z dronów, helikopterów, obiektywów makrofotograficznych, możemy puszczać sceny w zwolnionym albo przyśpieszonym tempie, filmować w ciemnościach. Świat przyrody nigdy dotąd nie był tak dostępny dla naszych oczu. W naszym najnowszym serialu przyrodniczym, który ma dzisiaj premierę – podobnie jak w wielu innych filmach przyrodniczych – są ujęcia, których dwadzieścia lat temu nikt nie umiałby sobie nawet wyobrazić.

Nowe technologie telewizyjne potrafią ukazywać świat z bogactwem detalu. Czy ma to znaczenie? Może ta szczegółowość pobudza wyobraźnię widzów, pomaga ujrzeć obszary ożywionej przyrody, których nigdy wcześniej nie widzieli? Sam nieraz w filmach wspominasz, że taką czy inną scenę udało się nagrać po raz pierwszy w historii.

Tak. A z punktu widzenia twórcy programów telewizyjnych wspaniałe jest jeszcze to, że filmy przyrodnicze są międzynarodowe. Nie potrzebują języka. Docierają do ludzi na całym świecie i wszyscy czerpią z nich taką samą radość, takie samo zadziwienie, ten sam zachwyt nad wspaniałością przyrody, tak samo reagują okrzykami zdumienia. Jeśli narrator filmu nie wcina się za często pomiędzy widza a filmowane zwierzęta, po prostu nie da się tego zepsuć.

No, może parę razy ci się to zdarzyło, Davidzie [śmiech widowni]. A zmieniając temat, przez lata jako twórca filmów przyrodniczych raczej unikałeś publicznych wystąpień na temat ochrony przyrody. Co się zmieniło?

Zacząłem pracę sześćdziesiąt lat temu, w połowie lat pięćdziesiątych. Prawdę mówiąc, chyba nikt wtedy sobie nie uświadamiał, że ludzkość mogłaby unicestwić jakąś część świata przyrody. Oczywiście były gatunki zagrożone, wiedzieliśmy, że trzeba podjąć kroki, bo staną przed groźbą wymarcia. Ale myśl, że ludzkość mogłaby doszczętnie wyniszczyć cały gatunek, budziła niepokój. Wcześniej nic takiego po prostu nie przychodziło nikomu do głowy. Nawet jeśli bywały takie przypadki, np. oryks arabski, to wydawały się raczej wyjątkiem. Dziś oczywiście aż za dobrze wiemy, że cała przyroda jest zdana na naszą łaskę i niełaskę. Że potrafimy zupełnie przypadkowo wywołać wymieranie gatunków na całym obszarze.

Czy dlatego zmieniłeś zdanie i zacząłeś realizować filmy bardziej otwarcie przemawiające za ochroną przyrody?

Tak. Osoby o pewnej wrażliwości na sprawy przyrody oczywiście zaczynały sobie uświadamiać, że są miejsca, gdzie jakieś zwierzę może przestać istnieć zupełnie. Ale myśl, że ludzkość jest w stanie doszczętnie wybić całe zbiorowisko gatunków była nam dość obca. Chyba niewiele osób myślało w takich kategoriach. Ludzie działający na rzecz ochrony przyrody byli w pewnym sensie wyjątkiem, to oni mieli oczy szeroko otwarte i byli gotowi dostrzec, co się dzieje w ich otoczeniu. Jednak dzisiaj więcej ludzi mieszka w miastach niż w otoczeniu dzikiej przyrody. A tym samym większość ludzi jest w pewnej mierze oderwana od jej bogactwa. To, co ludzie oglądają w telewizji, jest dla nich nowością – ale też świat natury, który oglądają w filmach przyrodniczych, dostarcza pewnej całościowej wizji przyrody, której sto lat temu nie miał nikt. Przed stuleciem ludzie nie wiedzieli na temat świata nic. Znali swoje bezpośrednie otoczenie i oczywiście czytali książki, ale dziś telewizja jest ich w stanie zabrać na dno morza albo wysoko w przestworza. Może ich zabrać do Arktyki, do najzimniejszych obszarów ziemi, na szczyty Himalajów – wszędzie. Możemy obejrzeć najodleglejsze rzeczy.

Niedawno odwiedziłaś Polskę, gdzie poruszająco przemawiałeś na szczycie klimatycznym. Opowiedz, jak naglący jest obecnie kryzys klimatyczny?

Jego skala jest nie do przecenienia. Nas, ludzi, jest obecnie tak bardzo wielu – dysponujemy tak ogromną potęgą, docieramy tak daleko, a mechanizmy zniszczenia, którymi dysponujemy, są tak przerażające i zakrojone na tak szeroką skalę – że jesteśmy w stanie unicestwić całe ekosystemy i nawet tego nie zauważyć. Dlatego dzisiaj musimy mieć dużą świadomość zagrożeń związanych z naszymi działaniami. Oczywiście zdaliśmy już sobie sprawę, że np. plastik w oceanach wyrządza straszliwe szkody wśród zwierząt i roślin morskich, z których skali nawet nie zdajemy sobie w pełni sprawy.

A dlaczego twoim zdaniem światowi przywódcy i ludzie na kluczowych stanowiskach reagują na wyzwania ekologiczne z taką opieszałością i niezdecydowaniem?

Już od rewolucji przemysłowej więź między ludźmi żyjącymi w środowisku miejskim a światem przyrody jest luźna i rozluźnia się coraz bardziej. Wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy ze skutków naszych działań. Teraz widzimy, że prawie każde nasze działanie ma następstwa w świecie przyrody, a te pociągają za sobą kolejne. Musimy więc być bardzo ostrożni, bo możemy niszczyć gatunki całkiem nieświadomie.

W filmach wspominasz, że świat przyrody skrywa możliwości tworzenia nowych leków i wiele innych rzeczy, o których nawet nie wiemy – nieodkrytych gatunków, o których może nawet się nie dowiemy, bo wcześniej znikną z powierzchni ziemi.

To prawda. Kiedy słyszymy, że jakiś ptak czy ssak jest rzadki i trzeba go chronić, czasami ludzie mają poczucie, że to taka ekologiczna gadka, pewien zbytek, fanaberia: „Czy to rzeczywiście takie ważne? Jesteście pewni?” Problem z zagładą gatunków polega na tym, że świat przyrody, którego część sami stanowimy, jest niewiarygodnie złożony. Wszystko łączy się ze wszystkim. Kiedy uszkadzamy jeden element, nie da się przewidzieć, dokąd sięgnie łańcuch szkód wywołanych zerwanymi połączeniami. A kiedy przerwie się wszystkie, następuje nagła zapaść całego systemu i katastrofa ekologiczna. Dam przykład: na początku XIX czy XX w. wydry morskie na Pacyfiku miały najwspanialsze futra, jakie ludzie widzieli – więc oczywiście zaczęło się polowanie na wydry morskie. W końcu zdano sobie sprawę, że wydry stają się coraz rzadsze i stoją na skraju zagłady. W tym samym czasie zauważono, że w wodach morskich na północnym zachodzie Pacyfiku zaczynają się kurczyć połowy ryb będących źródłem pożywienia dla ludzi. Te dwa zjawiska nie wydawały się powiązane – jednak wydry morskie polują na jeżowce, które zamieszkują dno morskie i żywią się morszczynami, rodzajem morskich glonów. Kiedy jeżowce pożrą wszystkie morszczyny, znika morski las, w którym żyją ryby świeżo wyklute z ikry. Kiedy więc znikają morszczynowe zarośla, narybek nie ma się gdzie ukryć i znikają także ryby. Wystarczyło usunąć z tego łańcucha wydry, żeby doprowadzić do spadku niezbędnych ludziom połowów. To tylko jeden przykład złożoności ekosystemów, w przyrodzie mamy do czynienia z wieloma, i to bardziej złożonymi. Zdrowa przyroda jest absolutnie konieczna dla funkcjonowania ludzkich społeczeństw.

To bardzo delikatny łańcuch, prawda? Wystarczy nieświadomie usunąć jedno czy drugie ogniwo, żeby skutki ciągnęły się przez pokolenia… A mówiąc o pokoleniach – moi rówieśnicy wchodzą w wiek, w którym zaczynamy obejmować przywódcze role na świecie. Walka o ocalenie planety zapewne rozegra się w dużej mierze za naszych czasów. Jakie rady miałbyś dla naszego pokolenia? Co powinniśmy kontynuować z rzeczy, które rozpocząłeś?

To paradoks, że jeszcze nigdy w historii aż tylu ludzi nie zatraciło kontaktu z przyrodą. Musimy sobie zdać sprawę, że nasz każdy oddech, każdy kęs jedzenia bierze się ze świata przyrody. Kiedy wyrządzamy temu światu szkodę, szkodzimy sobie samym. Stanowimy jeden spójny ekosystem. To nie jest tylko kwestia piękna, zaciekawienia czy zachwytu. Zdrowa planeta to nieodzowna część ludzkiego życia. Istnieje zagrożenie, że doprowadzimy ją do ruiny. Jeśli nie zdamy sobie sprawy ze związków, o których tutaj mówiłem, cała planeta znajdzie się w niebezpieczeństwie. Zniszczymy w ten sposób przyrodę, a z nią siebie samych.

Zwracając się konkretnie do osób siedzących na tej sali – przywódców i liderów w swoich dyscyplinach – co chciałbyś powiedzieć im?

Troszczcie się o przyrodę. Więcej, miejcie dla niej cześć i szacunek. Świat przyrody jest źródłem wszelkiego zachwytu, a nasza przyszłość pozostaje z nim nierozerwalnie spleciona. Przyszłość przyrody jest w naszych rękach. Jeszcze nigdy nie mieliśmy w rękach takiej potęgi. Możemy zrujnować świat z łatwością i nawet nie zauważyć, co się stało. A jeśli doprowadzimy do ruiny przyrodę, koniec końców zrujnujemy i siebie. W zwykłym, codziennym życiu chyba szczególnie ważne jest unikanie marnotrawstwa. Nie marnujmy bogactw świata przyrody, od którego zależy nasz los. Nie chodzi mi tylko o zużycie energii, choć to oczywiście bardzo ważne, ale i o okazywanie szacunku przyrodzie. Nie marnujmy żywności, nie marnujmy energii, po prostu dbajmy o świat przyrody, którego nierozerwalną część stanowimy.

Istnieje pewien związek między ochroną przyrody, kapitalizmem i sukcesem ekonomicznym – to chyba szczególnie interesujący temat dla naszych dzisiejszych gości.

Z mojej perspektywy to forum, w którym dzisiaj uczestniczymy, to jedna z najbardziej optymistycznych rzeczy, jakie widziałem od bardzo dawna. Pełzająca katastrofa, która ogarnęła świat i zagraża nieodwracalnymi zniszczeniami, zaczęła się w Wielkiej Brytanii od rewolucji przemysłowej w XVIII wieku. W krajach rozwijających się, a także w Ameryce, przyroda wydawała się wtedy otwarta dla podboju. Co za straszne określenie – podbój natury. Chcieliśmy pokazać światu, że jesteśmy jego panami i zniszczyć go przy tym. Przez długi czas taka była domyślna ludzka postawa wobec świata przyrody. Do dzisiaj niektórzy twierdzą, że ludzkość, zwłaszcza uprzemysłowiona, stoi w opozycji do przyrody. To nieprawda! Wszyscy jesteśmy jednym światem – oto ważna prawda, którą musimy sobie uświadomić. Organizacje takie jak ta – wydarzenia takie jak to, w którym uczestniczymy – są źródłem optymizmu, że ten fundamentalny, przepiękny fakt zaczyna być zauważany. Dlatego z ekscytacją uczestniczę w tym wielkim i ważnym forum, którego uczestnicy mają bodaj więcej władzy i wpływów, niż jakiekolwiek inne zgromadzenie na świecie. Odnoszę wrażenie, że osoby odpowiedzialne za organizację tego wydarzenia mają świadomość tej fundamentalnej prawdy, a uczestnicy nie tylko zdają sobie z niej sprawę, ale i zamierzają podjąć właściwe działania, żeby ten pakt pomiędzy przyrodą i ludzkością był traktowany z szacunkiem i należytą uwagą.

Kilka razy użyłeś słowa „optymizm”. Czy zgodziłbyś się, że narracja dotycząca ochrony przyrody i zmian klimatu bywa mocno pesymistyczna i potrzeba nam zastrzyku optymizmu?

W pewnym sensie wahałbym określić samego siebie czy to mianem optymisty, czy pesymisty. Co to da, że ktoś się nazwie pesymistą? Nie w tym rzecz. Rzecz jest w tym, że mamy przed sobą wybór. Musimy wybrać opcję chronienia świata przyrody. Odkrywamy coraz to nowe sposoby – zewsząd docierają do mnie zapewnienia: jesteśmy w stanie to zrobić, znajdziemy rozwiązanie itd. W Europie i na całym świecie rzeczywistością staje się to, że zaczynamy czerpać energię bezpośrednio ze słońca i innych źródeł odnawialnych, że nie trzeba już zanieczyszczać świata spalinami z instalacji energetycznych. To nasza przyszłość. Kiedy widzimy, co wyrządziliśmy przyrodzie na skutek procesów wytwarzania energii – to po prostu nie będzie już więcej potrzebne. W tym leży źródło wielkiego optymizmu: mamy potrzebną wiedzę i możność życia w harmonii z przyrodą.

W paryskim porozumieniu klimatycznym kraje całego świata zjednoczyły się, żeby przeciwdziałać zmianom klimatu. W 2020 roku będziesz w Pekinie wraz z innymi zabiegał o globalne porozumienie na rzecz bioróżnorodności. Wiele osób zapewne o tym nie wie – opowiedz, dlaczego to ważne.

W porozumieniu paryskim kraje całego świata przyjęły do wiadomości, że przyroda i ludzkość są od siebie wzajemnie zależne. Kraje uświadomiły sobie zagrożenie, przyjęły do wiadomości problem rosnących temperatur. Uznaliśmy fakt, że zmieniliśmy klimat, co pociąga za sobą straszliwe zniszczenia. Kraje potwierdziły, że zmiana tego jest rzeczą najwyższej wagi. Przy czym jest to możliwe! Wiemy, jak to zrobić, kraje na całym świecie są co do tego zdeterminowane, że należy próbować ograniczyć średni wzrost temperatur na całym świecie do 1,5-2°C. Jeśli to się powiedzie, możemy zapobiec wymieraniu raf koralowych, ograniczyć skrajne zjawiska pogodowe, które już teraz dają się odczuć na całej planecie. W przyszłości wszystko to będzie niezbędne dla dobra ludzkości. Kraje na całym świecie przyjęły to do wiadomości – trzeba przyznać, że nie wszystkie, niektórzy się nawet z porozumienia wycofali – ale większość zgodziła się w tej sprawie i pracuje nad rozwiązaniem problemu. W tym musimy położyć naszą wiarę.

Jesteś narratorem nowego, wyjątkowego serialu zatytułowanego Nasza planeta (Our Planet), stworzonego we współpracy między World Wildlife Fund (WWF), wytwórnią Silverback Films i platformą Netflix. Co skłoniło cię do udziału w tym projekcie?

To, że ta kwestia jeszcze nigdy nie była równie ważna. Ludzie muszą to zrozumieć nie tylko w Europie, ale na całym świecie. Ten serial mógł powstać, bo organizacja WWF udostępniła nam zasoby, dzięki którym mogliśmy zapoznać się z podejmowanymi przez nią od dawna działaniami, z ich badaniami naukowymi, uzyskaliśmy wiedzę o funkcjonowaniu ekosystemów, o czyhających zagrożeniach i ukrytych cudach natury. Umieszczając serial na platformie Netflix, z dnia na dzień możemy dotrzeć za jednym zamachem do stu pięćdziesięciu milionów osób. Zaczynałem telewizyjną karierę w latach pięćdziesiątych, kiedy w Wielkiej Brytanii było zaledwie kilka milionów telewidzów w południowej Anglii. Dzisiaj Netflix pozwala uruchomić transmisję, która dotrze do setek milionów widzów na całym świecie, po czym pozostanie dostępna dla kolejnych osób, które usłyszą o serialu i zainteresują się nim. Dlatego właśnie WWF udostępnił nam wszelkie możliwe informacje i wskazówki, żeby stworzyć taki serial. Ukazany w nim obraz świata dotrze do ludzi równocześnie na całym świecie i pozostanie dla nich dostępny.

Gdybyś miał wybrać, czy powiedziałbyś, że to jeden z twoich ulubionych projektów filmowych? Czy tworzenie go było jakoś wyjątkowo przyjemne? Czy czujecie satysfakcję z tego, co udało wam się pokazać akurat w aktualnym kontekście?

Kiedy zaczynałem, byłem na planie sam z operatorem kamery, to były nakręcane kamery z napędem sprężynowym. Teraz już się tak nie robi filmów przyrodniczych. Dzisiaj film o jakości, o jakiej mówimy, wymaga pracy dosłownie setek ludzi, w tym 30-50 operatorów na odcinek. Przy całym serialu pracowało około trzystu operatorów. To dlatego, że dzisiaj możliwości techniczne pozwalają dotrzeć w przestworza i na dno oceanów, przemierzać pustkowia podbiegunowe, pustynie czy dżungle. A zewsząd można przywieźć wyjątkowe ujęcia, które złożą się w wyjątkowy i nigdy wcześniej nie oglądany przez ludzi obraz.

Wybrałeś dla nas z serialu ulubiony urywek, który za chwilę obejrzymy. Opowiedz, co w nim zobaczymy.

To ujęcia nakręcone na lodowcu. Jednym z najpilniejszych zagrożeń dla naszej planety jest oczywiście wzrost temperatur. Widać to zwłaszcza na północy. W Arktyce temperatura rośnie wyjątkowo szybko. Ekipa robiąca ten odcinek oczywiście doszła do wniosku, że trzeba nakręcić ujęcia topniejącego lodu, które symbolizowałyby ten proces. Udali się na północ, gdzie lodowce poruszają się bardzo szybko. Wybrali pewien lodowiec, wiedząc, że dość szybko zsuwa się do oceanu. Lodowce zawsze się odrobinę poruszają, ale w filmie trzeba pokazać dramatyczne ujęcia.

Lodowce są trochę jak dzieci – nieprzewidywalne… [śmiech widowni]

Dokładnie. Ekipa chciała zaobserwować cielenie się lodowca, czyli odrywanie się od niego fragmentów lodu. Uznali, że najlepiej będzie się temu przyglądać z góry, z pokładu helikoptera. Ostatniego dnia zdjęć polecieli helikopterem nad lodowiec i nagle dostrzegli, że zaczyna się cielenie. Fragmenty lodowca wielkości wieżowców – ogromnych, wielopiętrowych budynków – odrywały się i spadały do wody, podnosząc ogromne fale. Sam jesteś pilotem helikoptera – czy to dla pilota trudna sytuacja?

Rzeczywiście, to bywa niełatwe.

Chodzi mi o to, że lodowe bloki spadające do morza wzbudzają silne podmuchy. Dla pilota to, jak wiesz, dodatkowe utrudnienie – jak utrzymać maszynę bez ruchu, żeby ujęcie było stabilne? Pilot, który pracował tamtego dnia, ma moje najwyższe uznanie, a ty jako pilot lepiej ode mnie docenisz jego kunszt pilotażu, któremu zawdzięczamy w serialu ujęcia cielącego się lodowca.

To prawda, że wszyscy piloci helikopterów to osoby o najwyższych umiejętnościach [śmiech widowni]. Z zainteresowaniem obejrzymy ten fragment – poprosimy o wideo.

[Narrator] „Te ogromne fragmenty lodu spadające z wierzchołka lodowca to ledwie początek znacznie większego zjawiska. Ponad kilometrowy odcinek czoła lodowca zaczyna się odrywać od reszty. Lód, wcześniej wciśnięty ponad 400 metrów pod powierzchnię morza, teraz zaczyna się gwałtownie wynurzać. Oderwanie się góry lodowej wielkości wieżowca wzbudza kolosalną falę. Wystarczyło kilka minut, żeby od lodowca oderwało się 75 milionów ton lodu”.

Chyba wszyscy się zgodzimy, że to niewiarygodne ujęcia. Davidzie, w imieniu nas wszystkich pozostaje mi tylko gorąco podziękować, że zgodziłeś się do nas przybyć i rozmawiać tak otwarcie. Jeszcze raz gratulujemy ci zdobycia Kryształowej Nagrody. Podziękujmy sir Davidowi Attenborough gorącymi oklaskami.